Sami swoi wciąż żyją wśród nas

Domy Karguli i Pawlaków stoją do dziś w podwrocławskich Dobrzykowicach, tylko słynny płot trudno już dostrzec w gąszczu kwiatów. Zarówno tam, jak i w Lubomierzu filmowy świat "Samych swoich" przenika sie z polska rzeczywistością.
Patrząc jednak na oba domostwa, najtrudniej uwierzyć, że kipiące zielenią podwórza 40 lat temu tonęły w błocie, a tam, gdzie teraz ustawiają się do zdjęcia mieszkańcy i turyści, niegdyś Kargul z Pawlakiem darli koszule i tłukli garnki. Pan Tadeusz Dalecki z żoną Józefą mieszkają w domu po prawej stronie, czyli tam, gdzie filmowy Kargul. Po drugiej stronie płotu żyje zaś ich daleki krewny, były nauczyciel i wielki miłośnik kwiatów.
Na wsi spokojnie
- Z sąsiadem nie mam problemów, bo nie ma zarzewia konfliktu, dlatego że my tutaj nic nie mamy, on jest emeryt, ja tez jestem już od wielu lat emerytem i mieszkam tu tylko z żoną, bo dzieci są we Wrocławiu - mówi pan Tadeusz - chociaż ludzie często o to pytają, bo myślą, że to może tak jak w filmie, jakaś atrakcja. Jednak, tak jak i filmowi bohaterowie, pan Tadeusz z rodziną przyjechał tu ze Wschodu w 1945 roku. - Oczywiście, nie był to przyjazd dobrowolny - dodaje -wiele wsi było zburzonych, tutaj akurat Dobrzykowice nie ucierpiały w czasie wojny, z tego kierunku bowiem nie szedł front na Wrocław. Oboje z żoną przyznają, ze cześć odwiedzających to miejsce miłośników "Samych swoich" jest zawiedziona widząc, że domy są wyremontowane, trawa na podwórzu przystrzyżona, jakby oczekiwali stanu sprzed 40 lat. A przecież i wieś się zmieniła, bo dziś w Dobrzykowicach jest spokojnie. - Nie ma już żadnego gospodarstwa. żeby dzieci mogły oglądać zwierzęta, muszą jechać do zoo we Wrocławiu - śmieje sie pan Tadeusz. W większości przypadków jednak goście z każdego zakątka Polski - ale i ze Stanów Zjednoczonych, Kanady, Niemiec, czy Izraela - chcą po prostu sprawdzić jak to wszystko wygląda. Pan Tadeusz opowiada, ze ludzie często wzruszają sie. - Szczególnie osoby z tzw. ściany wschodniej. Staruszkowie o laseczkach, ale przede wszystkim kobiety maja łzy w oczach. Myślę, ze jest to wspomnienie lat młodości i ich problemów.
Na planie nerwy
Podstawowym atutem "Samych swoich" jest bowiem ich prawdziwość. To bardzo trafny, pełen ciepła portret Polaków, z całym wachlarzem ich zalet, ale także przywar. Scenarzysta Andrzej Mularczyk inspirował się historią swego wuja, jednak takich opowieści na ziemiach odzyskanych były tysiące. Film nie jest wiec biografią, raczej zbiorową fotografią, znakiem tamtych czasów, co potwierdza Sylwester Chęciński. - Przystępując do realizacji "Samych swoich" miałem już wiedzę płynąca z własnego doświadczenia - opowiada reżyser, który do dziesiątego roku życia mieszkał na dolnośląskiej wsi przygotowując się do tego filmu, czytałem także mnóstwo publikacji, które ukazały się na ten temat, nawet pamiętniki osadników wojskowych czy nauczycieli.
Zanim jednak powstał pomysł na kinową wersję, w polskim radiu nadawano słuchowisko, w którym po raz pierwszy pojawił się Pawlak przemawiający głosem Siemiona, natomiast o Kargulu jedynie się wspominało. - Już wtedy było widać, ze jest w tym pomysł - mówi Chęciński. Przekuwanie tego pomysłu na rzeczywisty obraz okazało się dla całej ekipy zadaniem trudnym. Przede wszystkim miała na to wpływ zła renoma, jaką cieszyły się wówczas komedie osadzone w wiejskich realiach. Reżyser podkreśla, że wyjście do ludzi z zaproszeniem do "kina wiejskiego" było aktem heroicznej odwagi. Zatem próba zrobienia filmu, który przełamałby stereotyp, wymagała od wszystkich zdwojonego wysiłku. Atmosfera na planie była dosyć napięta. Chęciński, jak sam przyznaje, obawiał się o to, czy żarty, które na papierze wydawały się naiwne, nie staną się takie w filmie.
A w miasteczku gwar
Film jednak przetrwał próbę czasu. Ostatnie kilkanaście lat to prawdziwe drugie życie "Samych swoich", a co za tym idzie - także miejsc związanych z komedia. W Dobrzykowicach - począwszy od 2000 roku, kiedy to uroczyście odsłonięto tablice pamiątkowa - przez kilka kolejnych lat odbywał się festyn, na którym gościli twórcy filmowi i muzycy. - Wielu aktorów tutaj przyjeżdżało za darmo. Ani Opania nie chciał pieniędzy, ani Dymna czy Chęciński. Ale czasem zdarzał się aktor, który zadał i siedmiu tysięcy złotych - mówi pani Józefa. Takie roszczenia, ale i pewna nieudolność władz oraz trudności z pozyskaniem sponsorów, sprawiły, że po krótkiej aktywności na polu promocyjnym Dobrzykowice pozostają w cieniu Lubomierza. Tam co roku odbywa się Ogólnopolski Festiwal Filmów Komediowych. Po kilkunastu latach aktywności z jednej strony zmienia się w festyn z kiełbaskami, piwem i darmowymi występami, z drugiej - dzięki działaniom takich osób jak pan Daniel Antosik, właściciel ulokowanej w budynku dawnego kościółka ewangelickiego Galerii Za Miedzą - staje się oazą dla niezależnych twórców komediowych. Sylwester Chęciński stojąc w samym środku lubomierskiego tygla festiwalowego mówił: - Nie może mi się to nie podobać. Każdy twórca dzieła, który spotyka się z tego typu odbiorem, byłby szczęśliwy, wiec ja także do tego grona należę, tym bardziej ze rzecz nie dotyczy samego Lubomierza. Są Dobrzykowice, gdzie przyjeżdżają wycieczki, żeby zobaczyć domy, w Toruniu zbudowano pomnik Pawlaka i Kargula... Wszystko to cieszy moje serce.
DOMINIKA WECŁAWEK mz, 2007-09-13,